Co było grane… jesienią 2020
Wrzesień roku pańskiego 2020 był dnia mnie miesiącem zakończenia przygody z „Assasin Creed: Origins”. Co by nie mówić, pomimo świadomości wszystkich wad tej produkcji, bawiłem się przy niej całkiem dobrze. W końcu, która inna gra da Ci możliwość zwiedzenia starożytnej Aleksandrii, spotkania historycznych postaci takich jak Juliusz Cezar lub Kleopatra, lub stanięcia na szczycie piramidy w Gizie? Po zakończeniu wędrówki po starożytnym Egipcie sięgnąłem po klimaty postapokaliptyczne. Gra „Wasteland 3”, bo o niej właśnie mowa, zabrała mnie w rejony zimnego Kolorado. Przy pierwszym kontakcie wspomniany program mógł irytować sporą ilością błędów, które były jednak systematycznie naprawiane i aktualnie gra jest w doskonałym stanie. Bawię się nią do dzisiaj, nieśpiesznie zwiedzając mroźne krainy i powolnie kończąc główny wątek. Zwłaszcza że chwilę później sięgnąłem po…

”Personę 5”. Ogromna gra studia Atlus to kwintesencja tego, co uwielbiamy i za co nienawidzimy japońskie RPG. Gra jest przede wszystkim do bólu liniowa, głównymi bohaterami jak to w omawianej serii bywa, są uczniowie liceum, a całość może wydawać się mocno infantylna dla wielbicieli tradycyjnych gier role-playing, których akcja umieszczana jest w światach fantasy. Jednoczenie „Persona 5” to świetna, naprawdę ogromna historia, bohaterowie, z którymi bardzo łatwo zżywamy się w czasie zabawy, wiele ciekawych aktywności pobocznych i rozbudowany system rozwoju postaci, oraz tytułowych person. Jestem aktualnie gdzieś w połowie zabawy i póki co absolutnie nie mam dość.

Osobny akapit chciałem poświęcić produkcji, po którą sięgnąłem w międzyczasie, a którą niestety, póki co porzuciłem. Mowa o słynnej grze Hideo Kojimy, czyli „Death Stranding”. Wspomniany tytuł na początku zauroczył mnie filmowym rozmachem, świetną muzyką, opowiadaną historią oraz całą budowaną przez twórców „mitologią”. Niestety im więcej czasu spędzałem, sterując Samem i podróżując z miejsca na miejsce ze stosem pakunków przyczepionych do pleców, tym bardziej cały pomysł na gameplay wydawał mi się coraz bardziej nużący. Mam ochotę powrócić jeszcze kiedyś do zabawy. Jak będzie, pokaże jednak pewnie czas.

Inne pozycje, które miałem przyjemność ogrywać w czasie tej jesieni to „Destroy All Humans!” (świetny humorystyczny „akcyjniak” charakteryzujący się zupełnym brakiem jakiejkolwiek poprawności politycznej), seria klasycznych gier przygodowych „Legend of Kyrandia” (świętej pamięci nieodżałowanego studia Westwood) oraz cały czas rozbudowywany „Mortal Kombat 11” (spełniający chłopięce fantazje i pozwalający w końcu sprawdzić, kto wygra w pojedynku Terminator vs Robocop).
Na zakończenie słów kilka na temat najgłośniejszej polskiej produkcji i być może najgłośniejszej wtopy ostatnich lat, czyli „Cyberpunku 2077”. Grę kupiłem, zainstalowałem, pograłem trochę, po czym wróciłem do wspomnianych „Wastelanda” oraz „Persony”. Nie ma to nic wspólnego z jakością produkcji studia CD Projekt RED. Grę posiadam w jedynej obecnie słusznej wersji, czyli tej na sprzęt biurowy zwany komputerem PC. Po prostu trzeci ogromniasty RPG ogrywany jednocześnie przekracza obecnie moje możliwości czasowe. Na „Cyberpunka” przyjdzie więc jeszcze czas w przyszłym roku.