Wspominki o wydawnictwie TM-SEMIC
W czerwcu tego roku minęło 30 lat od czasu pojawienia się na polskim rynku pierwszych komiksów opatrzonych logiem TM-Semic. Właściwie było to logo TM-System Supergruppen Codem, ponieważ pod taką właśnie nazwą funkcjonowało wówczas wspomniane wydawnictwo.
Pierwsze dwie serie, które wypuściło na rynek TM-Semic, były to oczywiście: „Spider-man” oraz „The Punisher”. Nie było mi dane zapoznać się z tymi zeszytami w momencie ich pojawienia się w kioskach. Nadrobiłem straty dopiero kilka miesięcy później, a pierwszym superbohaterskim zeszytem, który wpadł w moje lepkie łapki, był dostępny w lokalnej czytelni „Spider-man” 2/1990. Zawierał on historię opowiadającą o starciu Pająka z Juggernautem. Pseudonim tego ostatniego przetłumaczono jako „Władca murów” i postać ta bardzo długo funkcjonowała w mojej świadomości pod tym imieniem.

Kilka miesięcy później w Polsce pojawiły się pierwsze zeszyty kolejnych serii, tym razem pochodzące z amerykańskiego wydawnictwa DC. Były to oczywiście „Batman” oraz „Superman”. W latach 1990-1991 nie byłem jednak ich stałym czytelnikiem. Mając niecałe 10 lat, dużo bardziej podobały mi się przygody Różowej Pantery i Goliata. Z superbohaterszczyzną spod znaku Semica pierwszy raz zetknąłem się dzięki znalezionemu u kumpla z podstawówki zeszytowi „Amazing Spider-man” 5/1991. Natomiast pierwszym posiadanym na własność zeszytem był kolejny Pająk, czyli 6/1991. Nie mogę powiedzieć, że od razu wsiąkłem w te historie. Pamiętam, że rysunki Todda McFarlane’a w Spiderze nie przypadły mi wówczas do gustu. Drugą serią, z którą miałem przyjemność obcować w tym czasie, był „Batman”. Jednak historie w rodzaju „Aborygena”, czy „Mrocznego Rycerza Mrocznego Miasta” okazały się być ponad siły 11-latka. Na kilka miesięcy odpuściłem sobie wówczas komiksy superbohaterskie. Tymczasem do grona kolekcjonowanych przeze mnie serii dołączyły uwielbiane dzięki serialom telewizyjnym: „Alf” oraz „Transformers”.

W 1992 roku, nie licząc serii humorystycznych, kontakt z zeszytami Semica miałem mocno ograniczony („Spider-man 3/1992, 6/1992). Wsiąkłem dopiero przy okazji ostatniego numeru Pająka we wspomnianym roku („Powrót Złowieszczej Szóstki”, hell yeah!). Od tego momentu superbohaterskie serie zagościły w moim życiu na dobre.
Na początku zbierałem jedynie „Spider-mana”. Okazjonalnie trafiały w moje ręce pojedyncze numery „Batmana”, „Supermana” i „Punishera”. Wszystko zmieniło się, kiedy na polskim rynku pojawił się pierwszy numer „X-men”. Nie jestem do końca pewien, ale wydaje mi się był to impuls, który sprawił, że stopniowo zaczynałem śledzić praktycznie wszystkie superbohaterskie serie wydawane przez TM-Semic. Cały czas towarzyszyły mi również komiksy humorystyczne oraz prezentujące historie z postaciami znanymi z popularnych wówczas kreskówek i filmów („Turtles”, „Transformers”, „Indiana Jones”). Tylko losy wojaków z „G.I.Joe” jakoś nigdy nie przypadły mi do gustu.
W latach 1994-1995 byłem stałym czytelnikiem następujących serii: „Spider-man”, „Punisher”, „X-men”, „Batman”, „Superman”, „Green Lantern”, „TMNT”, „Transformers”, „Mega Marver” oraz „Wydań Specjalnych”, a okazjonalnie kupowałem jeszcze kilka innych. To były fajny, beztroski i mocno komiksowy okres w moim życiu. Całe ówczesne kieszonkowe i wszelkie dodatkowe pieniążki wpadające w moje łapki przepuszczałem wtedy na komiksy :P.

Moja ówczesna fascynacja komiksami superbohaterskimi trwała mniej więcej do końca roku 1995. W kolejnych latach nastąpił znaczny spadek jakości moich ulubionych serii. Kto pamięta te wszystkie te „przełomowe”, wielo-odcinkowe sagi w rodzaju „Śmierci Supermana”, „Knightfall”, „Maximum Carnage” i inne? Stopniowo czytałem coraz mniej i mniej. Nie byłem chyba jedynym, ponieważ stopniowo z rynku znikały kolejne niegdyś ukochane przeze mnie komiksy. Sporym szokiem było dla mnie zamknięcie mojej ulubionej serii „X-men”, której ostatni numer ukazał się w wakacje w 1997 roku.
Pamiętam, że przez jakiś czas śledziłem jeszcze wprowadzane na polski rynek komiksy z wydawnictwa Image („Spawn”, „Wild C.A.T.S”). Natomiast wydania zbiorcze w rodzaju: „Top Comics”, czy „Top Manga”, prezentujące głównie popularne wówczas franczyzy („Aliens, „Tomb Raider”), nie interesowały mnie już zupełnie. Lata te przypadają na okres mojego liceum i w tym okresie życia interesowały mnie już zupełnie inne tematy, a nie „dziecinne” komiksy.
Do zeszytów Semica, który występował już wtedy pod nazwą Fun-Media, wróciłem na chwilę w roku 2003. Ukazały się wówczas w Polsce komiksy „JLA: Ziema 2”, kolejne wydanie kultowego „Lobo: Ostatni Czarnian” oraz pierwszy zeszyt nowej serii „Amazing Spider-man” Michaela Straczynskiego. Jakość edytorska tych komiksów oraz jakość samych historii stała na dużo wyższym poziomie niż ten z końcówki 20. wieku. Jak się okazało, był to tylko łabędzi śpiew wydawnictwa, które wkrótce później zawiesiło działalność.

Historie wydawane przez TM-Semic wspominam do dzisiaj w dużym sentymentem. Sporą ilość z nich udało mi się ponownie zebrać w formie rozmaitych omnibusów, wydań zbiorczych lub reedycji na rynku polskim. Wiadomo, że nie zawsze były one najwyższych lotów, ale z perspektywy czasu zawdzięczam im na pewno następującą rzecz – miłość do opowieści komiksowych, która przetrwała u mnie (i pewnie u wielu innych ówczesnych czytelników wspominanych powyżej serii) do dnia dzisiejszego.